Ibiza - hipiska wsród Balearów:)

Tym razem celem mojej podróży była Ibiza. Przez większość kojarzona z głośnymi imprezami w klubach techno. Nie raz zdarzyło mi się usłyszeć od klientów, że to nie kierunek dla nich bo tam tylko się imprezuje i nic więcej nie ma...
Tym bardziej zaintrygowała mnie ta wyspa bo lubię podczas moich podróży na przekór ogólnym opiniom znajdować zupełnie inne oblicze różnych miejsc.

Na początek warto ustalić pewne fakty. Ibiza to trzecia co do wielkości powierzchni ( 571km) i druga co do liczby ludności (141 tyś w tym nieoficjalnie 50% to cudzoziemcy - głównie Niemcy i Brytyjczycy) wyspa hiszpańskiego archipelagu Baleary. Położona jest na zachód od Majorki, centralnie na Morzu Śródziemnym. Właśnie dzięki temu położeniu ma wspaniały śródziemnomorski klimat.

Stolica i najważniejsze miasto na wyspie również nosi nazwę Ibiza i położone jest na południu wyspy.
Dla turystyki Ibiza była nieodkryta aż do końca lat 70-tych. Zanim trafili tutaj turyści było to dziewicze miejsce i mekka hipisów, którzy zjeżdżali tutaj z całego świata. Przy okazji zamieszkały na Ibizie liczne środowiska artystyczne.

Patrząc jeszcze bardziej wstecz historia wyspy sięga VII w. p.n.e kiedy to osiedlili się tam Fenicjanie. Następnie wyspa przechodziła przez wiele rąk. Była pod władaniem Kartagińczyków, Rzymian, Bizantyjczyków i Wandalów.
Obecnie wraz z Majorką i Minorką stanowi odrębną wspólnotę autonomiczną.

Na swój pobyt na Ibizie wybrałam uroczą zatokę Cala San Vincente położoną na wschodzie wyspy. Konkretnie hotel Grupotel Cala San Vincente położony tuż przy pięknej zatoce z piaszczystą plażą.
Lot na Ibizę z Warszawy trwa ok 3 godziny a następnie transfer z lotniska zajmuje około godzinę. Przylecieliśmy rano i od pierwszego spojrzenia zakochałam się w tym miejscu. Droga dojazdowa do hotelu prowadzi przez niewielkie góry porośnięte makią i sosnami. Przed samym zjazdem do hotelu można podziwiać z góry panoramę tego miejsca. Kierowca autokaru z dumą i zachwytem zatrzymał się na moment aby każdy mógł zachować w pamięci ten widok....

Tak więc rozpoczęła się moja przygoda z Ibizą. Trafiłam w piękne miejsce i to już był dla mnie znak że odkryję tutaj coś więcej niż tylko kluby nocą, chociaż te także były w planach...

MPRI2232JPG

Pierwsze dwa dni pobytu spędziłam na korzystaniu z uroków Cala San Vincente. W zatoce poza dwoma hotelami, znajduje się kilka zabudowań z apartamentami, są dwa sklepy i kilka restauracji. Tak na prawdę nic więcej tutaj mieć nie trzeba. Można cały dzień spędzić na plaży lub wybrać się na mały spacer w góry bo w okolicy znajduje się wiele dłuższych i krótszych tras trekingowych.
Warto zatem udać się na pobliski szczyt i podziwiać piękne widoki. Zieleń w połączeniu z turkusem morza jest widokiem tak kojącym że można wypocząć od samego patrzenia....
Już na tym etapie czułam że Ibiza to wyspa, która ma dwa zupełnie odmienne oblicza. Można je smakować w zależności od preferencji...

MWCW1593JPG

Po dwóch dniach totalnego slow travel postanowiłam objechać wschodnią część wyspy na skuterze. Udaliśmy się z Cala San Vincente na południe aż do Cala Olivera a następnie powrót przez Cala Llonga, Santa Eularia , Es Canar, Platija es Figueral. 

Drogi na Ibizie miejscami prowadzą przez góry ale są bardzo dobrej jakości (poza niektórymi zjazdami do plaż, które są pokryte szutrem). Podróżowanie na skuterze jest bardzo przyjemne i bezpieczne. Mnie szczególnie odpowiadał towarzyszący podróży zapach lasów sosnowych, które na Ibize pachną obłędnie:)

ALPK3804JPG

Plaże na wschodzie wyspy są różnorodne, w większości zatoczkowe, otoczone skałkami. Są mniejsze i trudniej dostępne jak Cala Olivera i nieco większe jak Cala Llonga. Przy niektórych znajdziemy niewielkie turystyczne miejscowości ale można znaleźć także takie zupełnie dzikie plaże do których prowadzą kręte szutrowe drogi.

W każdym razie wycieczka na podziwianie plaż jest tutaj bardzo przyjemną formą spędzania czasu. Przy każdej z plaż można przysiąść, po drodze znaleźć fajną knajpkę na lunch i tak poruszając się bez większego celu, odkryć ulubione miejsca.

NWNA0141JPG

Na wschodnim wybrzeżu największą i najbardziej popularną turystyczną miejscowością jest Santa Eularia. Znajduje się tam dość długa piaszczysta plaża, wzdłuż której ciągnie się promenada. To bardzo miłe miejsce na spacer, można zatrzymać się na lunch w jednej z knajpek. Warto także zejść z promenady bo wgłębi miasteczko jest bardzo ładne. Liczne skwerki, zieleń, urocze knajpki i sklepy. A to wszystko  bardzo klimatyczne, czyste i zadbane. Na skraju miejscowości znajduje się dość spory port, gdzie można podziwiać okazałe jachty.

GEGG7367JPG

Kolejnego dnia postanowiliśmy udać się na północ Ibizy. Miałam dość spore oczekiwania co do tego miejsca bo jest uznawane za mniej turystyczne, spokojniejsze. Tam udaliśmy się już samochodem, droga prowadzi poprzez góry i jest obłędnie malownicza. 

Pierwszym przystankiem było miasteczko Portinatx. Ta niewielka miejscowość położona przy pięknej zatoce, posiada dwie najładniejsze według mnie plaże na Ibizie. Portinatx Beach i Cala Portinatx to istny raj dla wielbicieli urokliwych plaż. Kolor piasku, morza a do tego skały porośnięte zielenią. Wszystko to razem daje niesamowity efekt. Do tego miasteczko jest ciche, spokojne. Zdecydowanie można tutaj poczuć atmosferę spokoju i relaksu, pomimo iż plaże wcale nie były puste.... Tego właśnie szukałam!

ILWZ4003JPG

Z Portinatx udaliśmy się na zachód odwiedzając po drodze Cala Xarraca. Ta niewielka zatoczka u podnóża czerwonego klifu skalnego nieco mnie rozczarowała. Zatłoczony parking przed samym wjazdem a na samej plaży lekki nieład i sporo turystów. Widoki ładne ale nic nie zachęciło nas żeby pobyć tam dłużej. No cóż bywa i tak, nie ujmując plaży uroku być może nie trafiliśmy na zły moment.

Kolejny przystanek to słynna Cala Benirras z prawdziwym hipisowskim klimatem. Położona w zatoczce, w otoczeniu majestatycznych skał porośniętych gęstą zielenią. W każdą niedzielę od lat 70-tych hipisi gromadzą się na tej plaży aby przy zachodzie słońca grać na bębnach. Niestety to widowisko nie było w naszych planach ale pobyt na tej plaży za dnia także okazał się wielką przyjemnością.

Jest to dość popularne miejsce i tłumnie odwiedzane przez turystów. Parkingi mocno zatłoczone (tutaj zdecydowanie zapunktowały gabaryty naszego Fiata 500:)

Przed wejściem na plażę znajduje się niewielki hippy market , gdzie artyści i rzemieślnicy sprzedają swoje rękodzieła. Poza tym trzy restauracje, a na plaży dość sporo plażowiczów i gęsto pozajmowane leżaki. W innych okolicznościach zrezygnowałabym z plażowania w tym miejscu. Raczej stronię od tłumów i wybieram spokojniejsze, wręcz odludne plaże. A tutaj wyjątkowo zapragnęłam popływać w morzu i poleżeć na ręczniku znajdując jakiś skrawek piasku pomiędzy tłumami.
Być może to hipisowski klimat sprawił że poczuliśmy na tej plaży potrzebę pobycia wśród ludzi:)
Poza tym kąpiel w morzu była w tych okolicznościach cudowna.

SGAD1108JPG

Pierwsza połowa tego dnia zeszła na nieśpiesznym eksplorowaniu północnych zakątków. W Port de San Miguel zjedliśmy lunch. Warto zajechać w to miejsce bo zjeżdża się tam z góry w pięknej scenerii. Sama miejscowość cicha, z malutką plażą w zatoczce. Idealne miejsce na relaks w jednej z kilku niewielkich knajpek.

Taki powolny i relaksujący dzień był nam bardzo potrzebny, gdyż czekała nas wieczorem jedna z głównych atrakcji wyjazdu.
Jak większość wie, Ibiza słynie z klubów nocnych i imprez. Na południu wyspy w Ibiza Town i San Antonio skupiają się najlepsze i największe kluby, gdzie grają najlepsi DJ-e z całego świata. Nie mogłam zatem pominąć w planach takiego miejsca. W większości są to kluby z muzyką klubową, techno ale nie tylko. Najsłynniejszy klub Pacha w Ibiza Town, w każdy poniedziałek organizuje imprezę Flower Power w klimacie lat 60,70,80. Obserwowałam social media tego i podobnych miejsc na kilka tygodni przed wyjazdem na Ibizę i szczególnie to miejsce mnie zachęciło. Bilet na imprezę najlepiej kupić wcześniej on line na stronie internetowej klubu - wejściówka kosztuje 30 euro na osobę ( przed samym wejściem na imprezę bilety kupicie za 50 euro).

Jedyna rzecz, o której warto wiedzieć wcześniej to to, że impreza zaczyna się o 23:59.... więc trzeba było tak zaplanować wieczór żeby o 23 nie zasnąć:)

Z północy wróciliśmy do naszego hotelu w Cala San Vincente skąd po kolacji udaliśmy się do Ibiza Town aby zacząć ten wieczór nocnym spacerem po Dalt Vila.
Był to spacer zupełnie na luzie, bez konkretnego zwiedzania miasta, bo te mieliśmy zaplanowane na inny z kolejnych dni.
Oświetlone kamienne uliczki mają swój wyjątkowy klimat. Nic dziwnego, że przyciągają tłumy turystów.

WQYG5107JPG

Jest pięknie i kolorowo. Liczne knajpki, sklepy i wąskie uliczki aż się proszą aby zobaczyć wszystko po kolei. My musieliśmy tylko pamiętać o oszczędzaniu sił bo impreza w Pacha trwa do 6 nad ranem...

PPIC5655JPG

W końcu zbliżała się północ i udaliśmy się w stronę klubu Pacha, który mieści się niedaleko starego miasta.

Przed klubem ustawiała się już kolejka, a dekoracje zwiastowały klimat tego co miało się tam dziać. Na początku w klubie nie było zbyt wielu osób (klub jest ogromny i nawet wydawać się mogło duża kolejka nie tak szybko zapełniała wnętrze), mój towarzysz podróży miał już nawet pewne podejrzenia, że będzie lipa z tej imprezy i o co tyle krzyku:)

Podeszliśmy zatem do jednego z kilku barów i ku obronie trzeźwości okazało się , że niewielkie piwo Corona to koszt 14 euro za butelkę, a niewielka buteleczka szampana 35 euro. Ponieważ nad ranem czekała nas 30 km podróż powrotna do hotelu , solidarnie zamówiliśmy po jednym najdroższym jak do tej pory w życiu piwie i zajęliśmy stolik w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń:) 

LXCY0821JPG

Ku mojemu zadowoleniu około godz 2 klub pękał w szwach, klimat na parkiecie był ekstremalny. Na scenę wpadli artyści aby dodatkowo rozgrzać szalejący tłum. Muzyka i scenografia idealnie w klimacie lat 60-80, większość kawałków bardzo dobrze nam znana. A co było najlepsze to to , że bawiło się razem kilka pokoleń. Od 18 do 60+, wszyscy tak samo zakręceni  i szczęśliwi.

Różnorodni, kolorowo ubrani, uśmiechnięci i szczęśliwi ludzie. Do tego świetna muzyka i występy.
Motyw przewodni imprezy - Love is tn the air - doskonale oddawał klimat tego co się tam działo. Nie widziałam tam ani jednej nadmiernie pijanej osoby, nikt na nikogo krzywo nie patrzył szukając zaczepki jak to bywa w takich miejscach. Powrót nad ranem nie był trudny w takich emocjach, wręcz ciężko było zasnąć. Będę polecać to doświadczenie każdemu bo jest dla mnie dowodem, że można się bawić w każdym wieku. To taka fajna część naszej ludzkiej natury, kiedy potrafimy odnaleźć się w takim tłumie i całym sobą poczuć te wibracje... 

CZKM0478JPG

Kolejnego dnia, z deficytem snu, po śniadaniu dla śpiochów ruszyliśmy na zachód Ibizy. Na pierwszy przystanek słynna Platija d'en Bossa, przy której także odbywają się głośne imprezy. Jest to najdłuższa plaża na wyspie i jak dla mnie na tym kończy się atrakcyjność tego miejsca w porównaniu z innymi na wyspie. Wzdłuż plaży duże hotele, a plażowicze w większości przyjechali tu na imprezy. Co kilkanaście metrów jakaś ekipa z boomboxem i butelką czegoś mocniejszego przedłużała sobie klubowy klimat przenosząc go na plażę.

Z Platija d'en Bossa udaliśmy się w stronę San Antonio a po drodze był plan na Playa de Ses Salines i Cala d'Hort z widokiem na Es Verdę.

Playa de Ses Salines znajduje się na południu wyspy przy Rezerwacie Ses Salines. Na Ibizie od VI w p.n.e. wydobywa się sól morską. W rezerwacie znajdują się zbiorniki morskie z saliną. Mienią się one odcieniami różu i beżu i można je podziwiać jadąc na Playa de Ses Salines. W czasie naszego pobytu rezerwat był zamknięty dla zwiedzających a szkoda bo poza salinami można tam podziwiać flamingi oraz setki innych gatunków ptaków.

Sama plaża de Ses Salines, podobno lubiana przez sławnych i bogatych, była dość zatłoczona. Tym niemniej plaża bardzo urokliwa, z długą płycizną i krystalicznie czystą wodą. Idealne miejsce na krótki przystanek i kąpiel. Jest też odcinek dla nudystów i kilka oddzielnych maleńkich zatoczek. Można zatem i tam poszukać spokojniejszego, bardziej intymnego miejsca.

EEVP4216JPG

Kolejny nasz cel, Cala d'Hort. Głównie ze względu na widok z tej plaży, bo widać tam jak na dłoni magiczną wyspę Es Verda. Sama plaża d'Hort jest malutka, zatłoczona a dojazd do niej prowadzi po krętej drodze. Zaparkować też jest niezwykle ciężko, nie wspominając o zjedzeniu lunchu w restauracji przy tej plaży - tam kolejka w oczekiwaniu na stolik przynajmniej na godzinę...

Za to widok na Es Verdę faktycznie okazały. Ta magiczna wyspa znajduje się kilkaset metrów od brzegu Ibizy. Jest niewielka ale od setek lat cieszy się zainteresowaniem ze względu na pewne niesamowite właściwości. Ten skrawek lądu stanowi trzecie miejsce na Ziemi pod względem siły pola magnetycznego. Kompasy, urządzenia elektryczne, telefony dosłownie wariują w jej pobliżu...
Z powodu tych niezwykłych właściwości wokół wyspy powstało wiele ciekawych legend. Miejscowi utrzymują, że jest czubkiem Atlantydy - zatopionej mitycznej krainy a według Nostradamusa to jedyne miejsce na ziemi, które przetrwa koniec Świata. Słyszałam także legendy, według których na Es Verdzie narodziła się fenicka bogini Tanit oraz, że była domem dla syren i nimf morskich, które próbowały wywabić Ulissesa z jego statku w "Odysei" Homera...
 Dziś wyspę zamieszkują dzikie kozy....

Po emocjach związanych z obserwowaniem Es Verdy udaliśmy się do ostatniego punktu zaplanowanego na ten dzień. San Antonio, duży kurort za zachodzie Ibizy. Znany przede wszystkim z klubów, imprez oraz na szczęście także z pięknych zachodów słońca. Sama miejscowość zupełnie nie w moim guście. Duże hotele, mnóstwo ludzi oraz najwięcej na wyspie klubów. To zdecydowanie miejsce dla osób poszukujących głównie rozrywek. I potwierdzam, wystarczy przejechać się wzdłuż tej miejscowości aby zaobserwować, że poza klubami, nawet hotele są tu przeznaczone w większości dla imprezowiczów. Muzyka wylewa się zewsząd, ludzie przesiadują w barach i restauracjach aby po zmroku udać się do jednego z klubów, gdzie bawią się do białego rana. 

Mnie przyciągnęła tutaj chęć obserwowania zachodu słońca z powstałej 40 lat temu słynnej Cafe de Mar. Restauracja ta mieści się przy ładnej długiej promenadzie. Dziś to nie tylko Cafe de Mar ale wiele innych knajpek ciągnących się wzdłuż morza. I na szczęście knajpek jest więcej bo w Cafe de Mar można zająć miejsca z najlepszym widokiem tylko zamawiając coś do jedzenia. Wystarczy pójść kawałek dalej i można znaleźć wiele równie  miłych miejsc, gdzie można delektować się widokiem zachodzącego słońca przy samej lampce wina. W każdej z tych restauracji z głośników sączy się fajna muzyka a widok zachodzącego słońca w takich okolicznościach jest bardzo przyjemny. 

YAFP9946JPG

Wraz ze zbliżającym się zachodem, ludzi na promenadzie pojawiało się coraz więcej. Przypływały także łodzie, z których pasażerowie również delektowali się widokiem. Piękne zakończenie dnia:)

NJKC6972JPG

Na ostatni dzień zwiedzania zostało stare miasto Ibiza ale po drodze zatrzymaliśmy się na zakupy w Hippy Market na Punta Arabi, który odbywa się tutaj co środę. To nie jedyne takie miejsce na Ibizie. Jest też słynny hippy market w Las Dalias, gdzie targ odbywa się co sobotę oraz w niektóre dni tygodnia wieczorem.

Hipisowskie targi powstały na Ibizie w latach 70-tych . Zaczynały się od powstania baru, celebracji jakiegoś wiejskiego święta. Hipisi nadali tym miejscom kolorów i klimatu. Można tam kupić ubrania, przedmioty użytkowe, biżuterię a także dobrze zjeść czy wpaść wieczorem na imprezę.

Muszę przyznać, że zakupy w tym miejscu są bardzo atrakcyjne. Rzeczy są bardzo dobrej jakości do tego spory asortyment i dobre ceny. Dla porównania w sklepach w okolicy hoteli czy w miejscowościach turystycznych te same rzeczy były do 50% droższe.


MNKT0294JPG

Pomimo tłumów, po targu bardzo przyjemnie się spaceruje, jest kolorowo a sprzedawcy mili lecz nie nachalni. Panuje bardzo przyjazna atmosfera. Ten klimat po prostu sprzyja temu aby przywieźć stąd pamiątkę:)

PENI6248JPG

Z Punta Arabi wyruszyliśmy do Ibiza Town, gdzie głównym celem była Dalt Vila, czyli górne miasto.

Spacer rozpoczęliśmy w okolicy mariny kierując się w stronę bramy do Dalt Vila. W nieco nowszej części Ibiza Town znajdują się urocze kolorowe kamieniczki, rozlegle zazielenione place, dużo sklepów, restauracji i kawiarni.

USJS2935JPG

Po drodze krótka wizyta na przepyszne lody w lodziarni Vivi's Creamery. Lody mogę jeść w każdych ilościach a te były obłędne i weszły jako główne danie na lunch:)

EACX9205JPG

Główną bramą Portal de Ses Taules weszliśmy na najstarszą część miasta. Po przejściu przez bramę przywitał nas piękny brukowany dziedziniec Patio de Armas z końca XVI w.

QVZG8445JPG

Miasto Dalt Vila założone przez Fenicjan było jednym z najważniejszych nadmorskich miast w basenie Morza Śródziemnego. Mur otaczający cytadelę pochodzi z okresu renesansu, a całe miasto zostało wpisane na listę Unesco.

Przekraczając bramę można poczuć jakby cofnął się czas. Brukowe, wąskie, kręte uliczki. Place i urocze kawiarenki a do tego piękne zabytkowe kamienice z XVII i XIX wieku.

KJXH3086JPG

Warto wspiąć się na najwyżej położony Plac Katedralny, z którego rozpościera się widok na  port oraz Palace del Sol skąd widać panoramę miasta.

UCWF8804JPG

Schodząc ponownie w dół od Palace del Sol trafiliśmy na kolejne urocze uliczki, ukwiecone mury i genialną atmosferę.  Spacery w takich okolicznościach to coś czego zawsze szukam wyjeżdżając w nowe miejsca. Dalt Vila idealnie nadaje się na przyjemne spędzanie czasu zarówno za dnia jak i wieczorem gdy cała jest rozświetlona.

KEDQ7889JPG

Szczególną uwagę warto zwrócić na stare kolorowe drzwi z renesansowymi kołatkami i klamkami. Są elementem większości zabudowań zarówno w starszej jak i w nowszej części miasta.

FIBF5190JPG

Dalt Vila poza tym, że jest piękną zabytkową dzielnicą miasta, to jest także zamieszkała na stałe. Udając się w różne zaułki i wąskie uliczki można zobaczyć tego dowody. Na balkonach suszy się pranie, na tarasach mieszkań toczy się normalne codzienne życie...

MHHJ0452JPG

Spacer zakończyliśmy ponownie w nowszej dzielnicy tuż przy porcie, gdzie znajduje się sporo sklepów i restauracji. Charakterystyczne drewniane drzwi także tutaj królują w zabudowie.

ENAA5826JPG

Po tych kilku dniach jeżdżenia po Ibizie wyrobiłam sobie własne zdanie o tej wyspie. Podobnie jak Majorka ma świetny wakacyjny, śródziemnomorski klimat, przepiękne plaże i wszystko co trzeba aby turysta czuł się zadowolony. Miejscowości na Ibizie są ładne, zadbane a jakość w hotelach i restauracjach na bardzo wysokim europejskim poziomie.

Co mnie zatem urzekło najbardziej? Zdecydowanie fakt, że Ibiza jest niewielka ale daje sporo możliwości.Czyli jej niesamowita różnorodność. Jeżeli szukacie imprez na najwyższym poziomie to są, jeżeli chcecie spędzić czas z rodziną przy pięknej plaży proszę bardzo, jeżeli kochacie naturę i spokój wręcz koniecznie trzeba tam polecieć. Nie wiem czy to sprawili hipisi ale można tam poczuć szczególny rodzaj wakacyjnego luzu. Kolory, estetyka miejsc, wszystko to sprawia, że jest w tej wyspie coś uroczego dzięki czemu można wypocząć w zgodzie z sobą niezależnie od tego kim się jest i czego się oczekuje.

Wybierając się na Ibizę należy pamiętać o tym aby bardzo dobrze wybrać miejsce na pobyt. Gdybym miała spędzić ten tydzień w San Antonio zapewne nie byłabym zachwycona. A tak każdy dzień, w którym wracaliśmy z objazdu wyspy do naszej Cala San Vincente, utwierdzał nas w przekonaniu, że to idealne miejsce na wypoczynek...

OFBU0714JPG


W moich wspomnieniach obrazki z Ibizy będą to głównie urokliwe zatoczki, turkus morza, zieleń i zapach sosnowych lasów. Tutaj zdecydowanie można realizować marzenia o spokojnym wypoczynku z delikatną szczyptą szaleństwa. To jedno z takich miejsc, gdzie warto zatrzymać się, spojrzeć na to co mamy wokół i stwierdzić że raj jest w nas, jeżeli tylko potrafimy cieszyć się chwilą:)