La Digue - pocztówka z Seszeli

To była niezapomniana wyprawa. We wrześniu 2019 wyruszyliśmy na Seszele. Geograficznie, Seszele to archipelag prawie 100 wysp znajdujący się na Oceanie Indyjskim na wschód od Afryki, dawna kolonia francuska.

Docelowo udaliśmy się na malutką wysepkę La Digue. Ta wyspa to powierzchnia zaledwie 10 km kwadratowych, zamieszkuje ją zaledwie około 2 tyś osób. Główne atrakcje to piękne plaże, formacje skalne oraz tropikalne lasy. Całe szczęście to jeszcze nie wszystko, bo miejsce to ma wiele innych ciekawostek do odkrycia.

Nasza podróż trwała 9 dni, z czego 7 spędziliśmy na La Digue oraz 2 dni na Mahe. Najlepiej polecieć tam liniami Emirates z przesiadką w Dubaju. Lot do Dubaju to ok 6 h, następnie z Dubaju na Mahe kolejne ok 4,5 h. Podróż bardzo komfortowa bo przystanek w Dubaju na wyprostowanie kości i pospacerowanie po lotnisku bardzo się sprawdził. No i wylądowaliśmy na Mahe co jeszcze nie było naszym celem… z lotniska trzeba się było udać do portu gdzie po kilku godzinach oczekiwania popłynęliśmy na Praslin ok 1h15m, a następnie na La Digue jakieś 15min.

Płynie się ogromnym katamaranem, który ma złowieszczy napis High Speed Ferry, i faktycznie jest szybko. Katamaran sunie bo wzburzonych falach zapada się w nich i wyskakuje na przemian.

Wrażenia ekstremalne i pamiętajcie, jeżeli macie chorobę lokomocyjną warto wziąć wcześniej jakiś lek. Ale nawet jeżeli jej nie macie, też polecam wziąć. Dla mnie osobiście była to męka do samego końca i o mały włos a musiałabym skorzystać z tytki na wiadomo co…

FFD91A9B-BBB1-4856-8206-D72AA4FA4B61JPG

Całe szczęście opisany wyżej trud podróży okazał się warty chwilowej męki. Od postawienia pierwszego kroku na wyspie można poczuć się wyjątkowo. Wszystko małe, przy niewielkim porcie jedna uliczka ze sklepikami, kilka hoteli a raczej pensjonatów. Poza tym zielono, niewiele wąskich wybetonowanych ścieżek (nawet nie można tego nazwać drogami) i oczywiście przepiękne plaże w otoczeniu granitowych skał i zieleni.

Zatrzymaliśmy się w 3* hotelu Patatran Village. Hotel sprawdził się w 100%. Położony przy jednej z najpiękniejszych plaż na wyspie. Bardzo kameralny, urządzony w lokalnym stylu. Trafił nam się pokój w willi z widokiem na ocean, którego szum towarzyszył nam cały pobyt.

6C081555-31AC-4F02-9B7B-00CBCD2D8C7Ajpg

Jak już się znaleźliśmy w tym raju coś trzeba było z sobą począć. Zdecydowanie nie jest to miejsce, gdzie można liczyć tylko na plażę (zresztą dla mnie żadne takie nie jest, nawet Malediwy mają coś więcej wbrew powszechnym opiniom).
Na La Digue można poczuć się jak Robinson Crusoe. Wyspę najlepiej odkrywać na rowerze, jest to główny sposób przemieszczania się tutaj, chociaż nie do końca prosty bo trzeba się przyzwyczaić do lewostronnego ruchu, który tu panuje. Poza tym szczególnie po zmroku trzeba uważać żeby nie wjechać w ogromnego żółwia, bo te lubią się tutaj przechadzać do woli.

Żółwie olbrzymie są niewątpliwie jedną z większych atrakcji Seszeli. Są to jedne z największych żółwi na świecie. Mogą osiągać nawet do 150 cm długości a ich średnia masa to 250 kg. Żyją średnio ponad 100 lat a bywają osobniki dożywające nawet 200 lat. Można je spotkać praktycznie wszędzie, na scieżce, przy plaży, podczas trekingu czy w zagrodzie żółwi w parku L'Union Estate. Warto odwiedzić właśnie ten park. Zobaczycie tam poza żółwiami, plantacje kokosów, wanilii czy ogrody ziołowe a także można tam podziwiać francuską architekturę kolonialną.

CCE24C06-E127-44A0-A4E7-C737C396F1D8jpg

Jak widać życie płynie na tej wyspie w swoim tępie, niektórzy więc nazywają to miejsce Jamajką Seszeli. Faktycznie coś w tym jest.

Dzięki temu, że przeznaczyliśmy na pobyt na Le Digue aż 7 dni, a wysepka jest niewielka, nie trzeba się było spieszyć z jej eksploracją. Pierwsze dwa dni spędziliśmy na spacerach i plażowaniu. Przy słynnej plaży Anse Severe można fajnie spędzić czas popijając przygotowywane tam na świeżo smoothie z tropikalnych owoców, dla chętnych z dolewką pysznego miejscowego rumu Taka Maka. Pan serwujący te pyszności wyglądał jakby właśnie przyleciał z Jamajki:)
Poza tym miejsce to można uznać za super bezpieczne i bardzo przyjazne dla turystów. Pozostawiony na plaży plecak z aparatem, następnego dnia czekał na nas w recepcji hotelu, a Pan z plaży który zasługiwał na podziękowania skwitował je pięknym zdaniem "You are in Paradise, here nothing is lost" (jesteście w raju, tutaj nic nie ginie).

EA686A0D-18FF-4D36-908D-92AB8D07142Fjpg

Kolejny dzień to kolejna plaża. Tym razem ta przy hotelu Patatran zwana Anse Patates. Bardzo charakterystyczna dla Seszeli, jest obowiązkowym miejscem na zrobienie pięknych zdjęć. Zieleń wlewającą się do oceanu w otoczeniu skał. Niezbyt wiele można tutaj dodać, poza tym, że relaks w takich okolicznościach ma wymiar TOP!

C5B22A05-B5EC-47D3-8B0F-C05302D061C4jpg

Kolejne dni na wyspie upływały na eksplorowaniu jej na rowerze. Aby dotrzeć na najpiękniejsze według mnie plaże, jest to możliwe tylko w taki sposób. To miejsce to Grand Anse, Petit Anse oraz Anse Cocos. Plaże położone są na południowym wschodzie wyspy. Można do nich dojechać malowniczą ścieżką, która kończy się przy pierwszej z plaż i na kolejne należy przedostać się już pieszo co wymaga dojścia wręcz tajemną ścieżką przez bardzo gęsty las.

014A2C24-3699-4C20-AB17-5DFBE0178E2Ejpg

Plaże są niesamowitą nagrodą za trud dotarcia na nie. Właśnie tutaj można się poczuć jak odkrywca. Po krótkiej wędrówce przez gąszcz czeka plaża jak ta. Nigdy wcześniej i nawet później nie miałam okazji pływać w takich okolicznościach przyrody. Kolor wody, piasku i skały w tle to jest petarda!

EE33995E-1617-4746-B2F9-F0B5A208C90Ajpg

Plaże, tropikalna roślinność, granitowe skałki to kojarzy się z Seszelami większości z nas. Nie każdy jednak spodziewa się, że ta niewielka wysepka jest super opcją na treking w góry. Nie znajdziecie tutaj bardzo wysokich szczytów ale za to malownicze trasy prowadzące przez tropikalny las. My zdecydowaliśmy się na zdobycie najwyższego szczytu La Digue - Eagle's Nest 333 m n.p.m. Na szczycie znajduje się restauracja Belle Vue skąd można podziwiać panoramiczne widoki. Trasa nie jest bardzo wymagająca, pnie się momentami stromo w górę, jednak okoliczności są zachwycające. Po drodze spotkaliśmy żółwia, sporo różnych gatunków ptaków a relaksując się na szczycie można było zaobserwować latające nietoperze. Nietoperze na tej wyspie występują bardzo licznie, można je podziwiać jak latają wolno, można spotkać je w klatkach ( podobno te które widzieliśmy przechodziły rekonwalescencję..) ale niestety można je też spotkać na talerzach w większości restauracji bo jest tu tutaj słynny przysmak... no cóż  ja nie miałam ochoty spróbować.

D83A7667-D50D-4184-8892-99D8A0E352D9jpg
CA88C317-44B2-4FDA-A2E9-3255824D540Fjpg

Tydzień resetu w takich okolicznościach przyrody był idealnym sposobem na wypoczynek, Dzięki rowerom, spacerom i pływaniu w oceanie, czas można było spędzić bardzo aktywnie. Pobyt mieliśmy zarezerwowany z samym śniadaniem, kolejne posiłki zamawialiśmy w hotelowej restauracji lub w knajpkach poza hotelem. Nie było ich na wyspie zbyt wiele, ale też nie brakowało miejscówek w stylu Fish and chips czy curry na wszystkie możliwe sposoby. Na La Digue jak i na całych Seszelach, ceny są stosunkowo wysokie, można jednak znaleźć w miarę przystępne cenowo lokale szczególnie tam gdzie jadają miejscowi. Były także dwa całkiem nieźle zaopatrzone sklepy spożywcze dzięki czemu spędziliśmy kilka wieczorów przy dobrym serze i winie z widokiem na ocean :)

699BC459-69D6-47B0-92EB-6A7148DF5A0Fjpg

La Ligue to takie miejsce, gdzie budzisz się co rano, patrzysz na to co widzisz za oknem i nie wierzysz, że znalazłaś/eś się w raju. W hotelowej restauracji jesz śniadanie z widokiem na ocean, obok na skałkach wspinają się kraby a w wodzie można dojrzeć pływające żółwie wodne. Na drzewach siedzą i śpiewają piękne kolorowe ptaszyska. Nigdzie nie trzeba się spieszyć bo nigdzie nie dogonią Cię tłumy. Planujesz sobie dzień bez pośpiechu i presji. 

Tylu zdjęć z różnych plaż jeszcze nie miałam. To było zupełnie nowe dla mnie odkrycie. Dżungla i skały wlewające się w biały piasek i ocean robiły niesamowite wrażenie. 
DAA95495-972D-462E-B498-4C249ED0896Bjpg

Nie raz ktoś mówił mi, że nie lubi siedzieć w jednym miejscu, lubi jak coś się dzieje i jest co robić i zwiedzać bo to są aktywne wakacje. Ja też należę do energicznych i ciekawych świata ludzi. Jednak to miejsce okazało się idealne także dla mnie. Zatrzymanie się w takich okolicznościach, spokojny kontakt z naturą, dały poczucie spełnienia i dobrze wykorzystanej każdej chwili. Jeżeli rozpatrywać ten wyjazd w kwestii wakacyjnego szczęścia to zdecydowanie tam go doświadczyłam. 

Pisząc ten wpis z perspektywy czasu jaki minął od mojej podróży na Seszele i przypominając sobie jak to było, zdecydowanie mam niedosyt. To jest na prawdę magiczne miejsce, które ma wiele do zaoferowania i nie da się w pełni wszystkiego ogarnąć w 7 dni. 
Kolejne niecałe dwa dni spędziliśmy na Mahe,  gdzie klimat nie był już taki sam bo to wyspa zdecydowanie większa. Nawet nie mam zbyt wielu ładnych zdjęć żeby się nimi tutaj podzielić, bo po tym co widziałam na La Digue, na Mahe nic już mnie aż tak nie oczarowało.  Z pewnością Mahe czy Praslin są równie ciekawe ale trzeba poświęcić im więcej czasu i uwagi. 

Podsumowując malutka La Digue jest dla mnie miejscem, gdzie osiągnęłam maksimum wakacyjnego szczęścia. Do dziś dokładnie pamiętam zapach, siłę słońca i wiatru na tej wyspie. Oglądanie zdjęć z kąpieli w oceanie wzbudza we mnie pragnienie napicia się wody, a w momentach kiedy coś mnie stresuje mam ochotę teleportować się w tamto miejsce. 
To właśnie według mnie jest siła dobrych wspomnień. A teraz zostało mi tylko zaplanować w przyszłości podróż ponownie w tym kierunku. Tym razem moim marzeniem jest pobyć dłużej na Praslin i Mahe bo czuje, że wiele mogło mnie ominąć.

I Love La Digue!